Obserwatorzy

niedziela, 6 marca 2016

Jak się mają moje włosy?

Myślałam, że jestem nieśmiertelna i żadne choróbsko mi niestraszne. Niestety dziś siedzę zasmarkana, ale ostatecznie wyszło mi to na dobre - powracam na bloga!

No cóż - moje włosy otrzymały ogromną przerwę od blogowania. Zawstydziły się i nie chciały pozować do zdjęć ani zdradzać sekretów swojej pielęgnacji :). Tak naprawdę jednak po obronieniu pracy licencjackiej mój blog umarł. Jako że obecnie stoję przed koniecznością pisania magisterki, uznałam (w myśl zasady - najpierw zrobię wszystko, co jest do zrobienia, no a potem magisterka), że jest to idealny moment na powrót do blogowania.

Czy zaszły jakieś duże zmiany? Tak. Po zeszłorocznym lecie, obfitującym w wiele stresów, postanowiłam mocno ściąć włosy. Stan kłaków dalece odbiegał od doskonałości, co powodowało, że sama ich długość doprowadzała mnie do szału. Włosy podcięłam u fryzjerki, maszynką na prosto. Poszło ich wtedy tak dużo, że aż się przeraziłam. Wyszło im to jednak na dobre - wszystkie włosy się zrównały, a mnie było dziwnie lekko. Po fryzjerskiej przygodzie zrobiłam sobie focię w przymierzalni H&M-u :):


Od tego momentu podcięłam włosy jeszcze raz, pod koniec listopada. Teraz spokojnie rosną (a raczej niespokojnie, pobudzam je do wzrostu czym się da - marzą mi się zdrowe włosy do talii...), a ja dziś postanowiłam przygotować im małe, domowe spa, złożone z trzech produktów:


1. Wczoraj przed snem nałożyłam na włosy odżywczy olejek Agafii. Zadowolona z tłustych włosów, zaplotłam je w warkocz i poszłam czytać, a potem spać. 
2. Rankiem, po napadzie kichania i smarkania, umyłam głowę cedrowym mydłem, które ubóstwiam tak samo jak wersję miodową. Niestety jest już na wykończeniu.
3. Następnie nałożyłam na nie nowy, malutki nabytek z Biedronki - maseczkę niejakiej firmy PERFECT.ME. Kosztowała około złotówki, a to opakowanie spokojnie starcza na dwa użycia (przynajmniej na moje włosy). Maska, wg opisu, wygładza i odżywia (no nieźle). Nałożyłam i około minuty umiejętnie wmasowywałam we włosy. Chętnie wmasowywałabym dłużej, ale niestety musiałam się wysmarkać :). 

Po zmyciu włosy były bardzo śliskie. Taką śliskość na włosach otrzymuję rzadko, więc dokładnie pamiętam, jakie kosmetyki potrafią to zrobić. No i przypomniał mi się balsam z żeń-szeniem z Seboradinu. Niestety, skład maseczki z Biedronki jest nieco gorszy i śliskość otrzymałam głównie - mniemam - dzięki dwóm, niezmywalnym wodą, silikonom na początku składu ;). Tak, czy owak, włosy były uszczęśliwione:

Wiatrem czesane. Pogoda niesprzyjająca.


Z i bez lampy

Maseczka jest tania i za tę cenę jak najbardziej można ją przetestować, ale właściwie nie widzę potrzeby, aby kupować ją ponownie. Kiedy wykończę swoje zapasy, co teraz skrupulatnie staram się czynić, skuszę się na czarną maskę z Planeta Organica, o której co i raz czytam same superlatywy. Tymczasem maseczkuję tym, co mam, a teraz wracam do smarkania. Apsik!

Całuję!
M.



sobota, 15 lutego 2014

Rok z życia moich włosów + kilka nowości

Witajcie!

Mój szał na punkcie włosów trwa już około 1,5 roku, przyszedł więc czas na podsumowanie tego czasu, z udziałem - rzecz jasna - licznych zdjęć. Przez ten czas nauczyłam się, co lubią, a czego nie lubią moje włosy, przestałam gonić za nowościami, nie czuję już także potrzeby przetestowania wszystkiego na raz, jak to bywało na początku, czego wynikiem było kupowanie odżywek, użycie ich raz i kupowanie następnych :D. Obecnie próbuję zdenkować część z moich zapasów, by wypróbować nowe rzeczy. Nauczyłam się cierpliwości i systematyczności. Bez tych dwóch cech nie ma sensu zaczynać pielęgnacji. Nic nie pomoże nam od razu. To proste, ale ciężkie, gdy wokół nas jest tyle kuszących maseczek, odżywek, olei i szamponów... ;)

Przejdźmy do zdjęć.






I najbardziej aktualne zdjęcie:

Przede wszystkim, udało mi się zagęścić końce włosów i ograniczyć wypadanie. Niestety, przyrost nie jest efektowny - ciągle mam taką samą długość włosów ze względu na rozdwajające się końce i ciągłe podcinanie, jednakże w tym roku stawiam na zapuszczanie. Jak będzie - zobaczymy :).


Muszę pochwalić się jeszcze kilkoma nowościami, które u mnie zagościły.

Przede wszystkim, w końcu doczekałam się własnej, oryginalnej wersji TT. Każdy pretekst do otrzymania prezentu jest dobry, nawet walentynki :D.


Doszło do mnie także zamówienie z Beauty Ever, z którym nawiązałam ostatnio współpracę. Mają bardzo tanie półprodukty i świetny program dla blogerek, dzięki któremu mamy stałe rabaty na zamówienia powyżej 20 zł. Oto, co do mnie dotarło:

Olej z pestek moreli, kwas glikolowy, spirulina, która śmierdzi niemiłosiernie, mocznik oraz wiązówka błotna. Mam zamiar ukręcić tonik z kwasem glikolowym oraz mgiełkę do włosów z mocznikiem. Ciekawe, cóż mi wyjdzie :).


M.

niedziela, 29 grudnia 2013

10 kosmetyków, które kupiłam więcej niż raz + rosyjskie nowości.

Czyli właściwie dziesięciu moich ulubieńców - jeśli kupiłam jakiś kosmetyk ponownie, na pewno widnieje tym samym na liście moich najulubieńszych specyfików. Uwielbiam wręcz testować nowości, eksperymentować i czuć tę nutkę niepewności połączoną ze swoistym podnieceniem, jak nowy kosmetyk spisze się na moim ciele. Rzadko więc kupuję dany kosmetyk ponownie - jest przecież jeszcze tyle nowości, które czekają na przetestowanie. Jeśli jednak zdarzyło mi się kupić daną rzecz więcej niż raz, możemy spodziewać się, że ów kosmetyk:

1) przepięknie pachnie
2) jest tani i dobry
3) nie znalazłam lepszego na jego miejsce
4) polubiliśmy się
5) była promocja, czy coś w tym stylu.

Oto lista szczęśliwców, którzy mogą gościć ponownie na moim regale:







1.Krem kojący Bandi - Jak dotąd - nie znalazłam lepszego. Pachnie przepięknie, nie zapycha i uwielbiam jego atomizer :)! Ostatnio ograniczyłam kremowanie do minimum, ale zawsze chętnie go niego wracam.

2. Płyn Babydream - tani, uniwersalny i niezawodny. Zawsze muszę go mieć w swojej kolekcji.

3. Olej kokosowy - Jestem uzależniona od jego zapachu! Stosuję na wszystko - włosy, ciało, idealnie nadaje się też do robienia peelingów czy smażenia :D!

4. Serum Marion - zapewne gdyby nie promocja w Biedronce, wypróbowałam kolejne sera do zabezpieczania końców, ale spełnia swoja rolę i nie planuję póki co zmieniać go na inne.

5. Płyn micelarny BeBeauty - nie wiem nawet, ile opakowań już zużyłam. Jak dla mnie bezkonkurencyjny. Czuję, że będę mu wierna, póki go nie wycofają :).

7. Olejek Alterra Migdały i Papaja - uwielbiam jego zapach - żelkowo-migdałowy oraz działanie na włosy i ciało!

6. Olejek rycynowy - był to mój pierwszy olejek i to od niego właściwie rozpoczęłam swoją przygodę z włosomaniactwem. Do dziś mam do niego ogromny sentyment i zawsze muszę go mieć - do olejowania włosów, czy tez odżywiania rzęs.

8. Odżywka Jantar - klasyczna  już odżywka do skóry głowy, którą znają wszystkie włosomaniaczki... :). Zawsze sięgam po nią, gdy dopada mnie nadmiernie wypadanie lub gdy chcę przyśpieszyć przyrost.


9. Peeling do stóp BeBeauty - dzięki niemu mam gładkie i nawilżone pięty. Nie widzę żadnej różnicy między nim a droższymi odpowiednikami. A jeśli nie widać różnicy, to... po co przepłacać :)!?

10. Mleczko do ciała o zapachu bzu, Yves Rocher - to jedyny balsam, jaki posiadam w swojej kolekcji (wolę olejki od mleczek czy balsamów). Jestem zakochana w zapachu bzów, stąd moja miłość do niego.




W mojej kosmetyczce nie zabrakło także nowości. Jakiś czas temu udało mi się wygrać bon o wartości 50 zł do sklepu Skarby Syberii. Wykorzystałam to należcie, zaopatrując się w maskę z minerałami z Morza Martwego oraz balsam na kwiatowym propolisie:



Muszę powiedzieć, że maską jestem zachwycona i na pewno niedługo napiszę o niej więcej, zaś po balsamie spodziewałam się więcej, zapewne przez ogromną ilość pochlebnych opinii na jego temat. 



wtorek, 19 listopada 2013

Włosy w październiku.

Witajcie!

Za oknami ciągle ponura jesień, a ja męczę się nad pisaniem licencjatu. Męczę się na tyle, że postanowiłam napisać notkę, by ulżyć jakoś swoim cierpieniom i oddalić się na chwilę od książek i epoki baroku ;).

W październiku, tak jak planowałam, dosyć mocno podcięłam włosy. A dokładniej, podcięłam nie ja, lecz Marta (dziękuję Ci :-*!). Na początku doznałam lekkiego szoku, bo były strasznie krótkie, ale już się przyzwyczaiłam, a one powoli odrastają. Wszak - lepiej mieć włosy krótsze, a zdrowsze!

Oto, jak prezentowały się pod koniec miesiąca:

Wydaje mi się, że po październikowym, nieudanym hennowaniu nie ma już śladu, a przynajmniej - mam taką nadzieję.

Kosmetyki, których używałam:


1. Odżywka dwufazowo Biovax - o której wspominałam już w TEJ notce. Nadal sprawuje się bez zarzutu :).
2. Maska Love2Mix z efektem laminowania - w końcu ją pokochałam! To wg mnie strasznie dziwna maska. Na początku wręcz plątała mi włosy, nie było obiecywanego efektu laminowania. Im dłużej jej używam, tym bardziej się do niej przekonuję.
3. Szampon Love2Mix z efektem laminowania - używany najczęściej. Na pewno kupię go ponownie, choć kuszą mnie inne szampony z tej firmy.
4. Szampon DeBa - używany do oczyszczania. Spełnia swoją rolę. Polubiliśmy się.
5. Balsam Organic Shop Winogrono i Miód - kolejny rosyjski ulubieniec. Gdyby nie paskudne opakowanie, byłby idealny.
6. Odżywka Kaufland, nadająca objętości - bardzo ją lubię i często używam. Mimo niskiej ceny (ok. 5 zł), sprawuje się naprawdę dobrze, poza tym przepięknie pachnie. Brak silikonów w składzie.
7. Maska Isana z wyciągiem z jedwabiu - kupiona bardzo spontanicznie, ale sprawdza się bardzo dobrze.
8. Maska Organic Shop z jaśminem - używana w tym miesiącu zdecydowanie najczęściej. Nie dość, że pięknie pachnie, to równie cudownie działa.

Kosmetyki, których używałam c.d :)


1. Olejek Babydream dla kobiet w ciąży - nadal jeden z ulubionych.
2. Marion, kuracja z olejkiem arganowym - do zabezpieczania końców. Moje włosy chyba lubią olejek arganowy... :).
3. W tym tajemniczym pudełku po maśle do ciała z Farmony mam maseczkę Kallos Keratin, którą dostałam od Marty (dziękuję znów :-*). Pachnie przepięknie, działa także całkiem nieźle, choć jeśli chodzi o Kallosa, to moim ulubieńcem nadal pozostaje Kallos Latte :).
4. Olejek kokosowy - zaczęłam go skrupulatnie denkować, żeby bez wyrzutów sumienia móc pojechać do Piotra i Pawła, aby kupić sobie nowy, tym razem nierafinowany, a więc niepozbawiony zapachu :).
5. Jedwab Green Pharmacy - przypomniałam sobie o jego istnieniu i dążę do zdenkowania.
6. Olejek Alverde z kwiatem arniki - użyty kilka razy, najczęściej na godzinę przed myciem.
7. Olejek Alterra z oliwą z oliwek - całkiem dobry, choć mój ulubiony to chyba jednak ten z migdałami i papają, zapewne przez zapach, który ponoć przypomina żelki Haribo ;).
8. Odżywka Pokrzywowa Anna - zamówiłam na dozie, zachwycona jej prostym składem, jednakże okazało się, że skład nieco uległ zmianie i zamiast jedynie ekstraktu z pokrzywy i wodzie destylowanej, mamy także, niestety, alkohol.
7. Olejek arganowy - używany najczęściej, ulubiony. 

wtorek, 5 listopada 2013

Co nowego w kosmetykach?



W ostatnim czasie wiele sklepów kusiło mnie promocjami i atrakcyjnymi kosmetykami, których nie miałam jeszcze okazji wypróbować, a że zbyt oporna na tego typu rzeczy nie jestem, to zaowocowało to kilkoma nowościami, z których jestem baaaardzo zadowolona.
Na pierwszy rzut poszła Biedronka, w asortymencie której pojawiło się wiele kosmetyków w korzystnych cenach. Oto, co upolowałam:


1. Kuracja Mariona z olejkiem arganowym - zużyłam już małe opakowanie tego specyfiku, więc gdy zobaczyłam duże w takiej cenie (7-8 zł), musiałam wziąć :).
2. Szampon Deba, który będzie idealny do oczyszczania.
3. Olejek do kąpieli z Farmony, który pachnie tak, że ma ochotę się go zjeść :). Na opakowaniu widnieje informacja, jakoby posiadał w swoim składzie feromony, w co raczej wątpię, ale być może ta wzmianka skusi niektórych do jego zakupu :).

W dalszej kolejności uległam internetowemu sklepowi BioEMA, z którego - jak się szczęśliwie okazało - zakupy mogą być dowiezione do Olsztyna za darmo. Sklep jest z Dobrego Miasta, ok. 30 km od Olsztyna, możliwa jest także sprzedaż wysyłkowa, ale darmowy dowóz to bardzo miły sposób przyciągania nowych klientów-olsztyniaków :).


W BioEMIE skusiłam się na szampon z efektem laminowania oraz maskę Organic Shop z jaśminem. Oba te produkty zapewne już na stałe zagoszczą w mojej kosmetyczce. Szampon nie plącze włosów, mimo braku SLS w składzie, maska zaś pięknie nawilża i obłędnie, narkotyzująco wręcz, pachnie.

Poza zakupami, mój zbiór kosmetyków poszerzył się także dzięki urodzinom, na które dostałam m.in.:


Odżywkę ochronną Jantaru zostawię na okres letni, kiedy słońce świeci mocniej niż w te pochmurne, jesienne dni, natomiast zarówno dwufazowa odżywka Biovax, jak i olejek Alterry spisują się jak na razie idealnie :)!


sobota, 12 października 2013

Włosy we wrześniu.

Przez ten miesiąc moje włosy trzymały się naprawdę nieźle. Zapewne jest to zasługą zwiększonej pielęgnacji, w tym częstego olejowania oraz nieco rzadszego mycia, dzięki czemu mogły odpocząć. Poza tym, ostatnio naprawdę polubiłam mój naturalny kolor, co niestety nie zmieniło mojej chęci eksperymentowania... :/ Ale o tym później. 

Włosy na przełomie września i października prezentowały się tak:




Włosy najczęściej myłam płynem do kąpieli Babydream, od czasu do czasu traktując je chmielową Barwą. Odżywiałam różnorodnie, najczęściej próbując wydenkować moje zapasy. Absolutnymi hitami ostatnich miesięcy były dla mnie - balsam Organic Shop Miód i Winogrona oraz odżywka z Kauflanda dodająca objętości, która kosztowała mnie około 5 zł. Oba te produkty pachną obłędnie i jeszcze cudowniej działają. Na pewno będę do nich wracała. Końce zabezpieczałam głównie jedwabiem z Green Pharmacy oraz kuracją z Mariona. Oba te produkty sprawdzają się bardzo dobrze. 
Wrzesień był dla mnie miesiącem intensywnego olejowania - starałam się nakładać olej przed każdym myciem, czego efekty na pewno są widoczne. Najczęściej były to - olej arganowy, kokosowy i różowy olejek Babydream.
Odkryciem ostatnich tygodni była dla mnie także płukanka piwna, którą potraktowałam włosy w dniu robienia zdjęcia. Widać, jaki błyszczą i - w końcu - nie wywijają się im końce.

Niestety, całą moją intensywną, miesięczna pielęgnację zaprzepaściłam właściwie w dwa dni. Mimo małej niepewności, postanowiłam jednak zafarbować włosy Henną Khadi Jasny Brąz. Kupiłam ją jakiś czas temu, w międzyczasie kilka razy rozmyśliłam się co do użycia jej, by wczoraj - niespodziewanie dla samej siebie - nałożyć ją na włosy. Takiego smrodu dawno nie czułam. Całość wyglądała dość komicznie - jak zielone błoto. Równie komicznie wyglądałam z nią na włosach. Hennę trzymałam około 40 minut, czyli krótko. Właściwie - miałam nadzieję, że henna nie zafarbuje włosów, a nada im jedynie blasku, dlatego też nie dodawałam do niej żadnych produktów mających przedłużyć jej trwałość i wzmóc intensywność koloru. Gdy po ciężkiej walce, udało mi się w końcu zmyć tę zieloną papkę, a następnie włosy wyschły - przeżyłam mały szok. Zamiast blasku i lekko przyciemnionych włosów, moim oczom ukazał się dziwny, brązowo-czerwono-rudy odcień. Paskudny. Cały dzisiejszy dzień minął mi, poza przygotowywaniem ciast i sałatek na rodzinną imprezę, na męczących i nieco nieudolnych próbach zmycia czegoś tego z włosów. Szampony przeciwłupieżowe, płukanki rumiankowe, a nawet soda oczyszczona zdziałały jednak niewiele... Nietrudno domyślić się, że po takim miksie moje włosy nie wyglądają zbyt korzystnie. Nie wiem, czy jest jakiś sposób na pozbycie się henny z włosów lub przyśpieszenie jej wypłukania i czy W OGÓLE jest to możliwe. Jeśli ktoś wiedziałby coś na ten temat więcej niż Wujek Google - proszę o informacje.

Nigdy więcej henny.





czwartek, 25 lipca 2013

Recenzja: maska Romantic Anti-Age z jedwabiem.


Maskę, o której będzie dziś mowa, kupiłam zupełnie przypadkiem, zachęcona ceną i dużym opakowaniem. Szybko okazało się jednak, że działa bardzo dobrze, mimo mało efektywnego składu (to chyba jakaś reguła u mnie). Niemniej jednak, na dnie opakowania jest już dosłownie szczątkowa ilość kosmetyku, więc z czystym sumieniem mogę przedstawić jej recenzję.



Cena i dostępność

500 ml maski możemy kupić za około 12 zł. Z dostępnością jest, niestety, gorzej. Ja zakupiłam ją w jednym ze sklepów Społem w Olsztynie i , póki co, nigdzie indziej jej nie widziałam. Oczywiście można zamówić ją przez internet, ale, doliczając przesyłkę, cena robi się mało atrakcyjna, choć za taką pojemność i działanie myślę, że warto.

Konsystencja i opakowanie



Maska jest dosyć rzadka (co widać na zdjęciu - niemal spływa z dłoni), ma nieco żelową konsystencję, przez co jest średnio wydajna, choć ja połowę mojej oddałam siostrze, a służyła mi wyjątkowo długo. Opakowanie nie jest zbyt poręczne - za każdym razem trzeba odkręcać wieko, a potem jeszcze zdejmować coś w rodzaju osłonki, co w przypadku mokrych rąk nie jest łatwym zadaniem. Ale tej masce jestem w stanie wiele wybaczyć :). 


Skład

Aqua (woda), Cetearyl Alcohol (alkohol tłuszczowy), Cetrimonium Chloride (konserwant), Behentrimonium Chloride (konserwant), Isopropyl Myristate (emulgator), Dimethicone Copolyol (emulgator), Hydrolyzed Silk  (proteiny jedwabiu), Butylene Glycol (rozpuszczalnik), Lecithin (lecytyna sojowa), Ethylhexyl Methoxycinnamate (filtr UVB), Hydrolyzed Soy Protein (proteiny sojowe), Hydrolyzed Wheat Protein (proteiny pszenicy), Tocopheryl Acetate (estrowa forma witaminy E), Linoleamidopropyl PG-Dimonium Chloride Phosphate (antystatyk), Propylene Glycol (rozpuszczalnik, nawilżacz), Calendula Officinalis Flower Extract (ekstrakt z kwiatu nagietka), Sunflower (Helianthus Annus) Seed Oil (olej słonecznikowy), Glycerin (gliceryna), Matricaria (Chamomilla Recutita) Flower Extract (ekstrakt z kwiatów rumianku), Walnut (Juglans Regia) Shell Extract (ekstrakt z łupiny orzecha włoskiego), Tocopherol (witamina E), Tripeptide-1 (peptyd miedzi - przeciwdziała starzeniu się skóry, włosów), Actylates/C10-30 Akryl Acrylate Crosspolymer (zagęstnik), Carrageenan (Chondrus Crispus) (wyciąg z chrzęścicy kędzierzawej), Xanthan Gum (guma ksantowa, zwiększa lepkość preparatu), Triethanolamine (regulator pH), Dimethylmethoxy Chromanol, Glycolipids (paraben), Caprylyl Glycol (humektant), Phenoxyethanol (konserwant), Parfum (zapach), Isopropyl Alcohol (emolient), Magnesium Nitrate (konserwant), Magnesium Chloride (reguluje lepkość kosmetyku), Methylchloroisothiazolinone (konserwant), Methylisothiazolinone (konserwant), Citric Acid (kwas cytrynowy), Linalool (komponent zapachowy o potencjalnych właściwościach podrażniających), Limonene (zapach)


Zapach

To rzecz, która najmniej urzekła mnie w tej maseczce. Zapach jest okropnie chemiczny, pierwszy kontakt z kosmetykiem przypomniał mi okres, w którym jeszcze farbowałam włosy, ponieważ bardzo przypomina duszącą woń chemicznych farb do włosów. Na szczęście szybko się ulatnia i nie jest później wyczuwalny na włosach. 

Działanie

Czyli, wszak, najważniejsza sprawa. Działanie maski na moich włosach jest w stanie przyćmić jej niemiły zapach i słabą wydajność. Maska idealnie sprawdza się nałożona na kilka minut, jak i na pół godziny. Zawsze mam pewność, że moje włosy będą po niej nawilżone, sypkie i miękkie. Poza tym, jest świetna do wzbogacania jej półproduktami - u mnie idealnie sprawdziło się połączenie z mąką ziemniaczaną i kilkoma kroplami gliceryny.

I na koniec zdjęcie po użyciu tej maski połączonej właśnie z mąką i gliceryną (bodajże z lutego :)):