Maskę, o której będzie dziś mowa, kupiłam zupełnie przypadkiem, zachęcona ceną i dużym opakowaniem. Szybko okazało się jednak, że działa bardzo dobrze, mimo mało efektywnego składu (to chyba jakaś reguła u mnie). Niemniej jednak, na dnie opakowania jest już dosłownie szczątkowa ilość kosmetyku, więc z czystym sumieniem mogę przedstawić jej recenzję.
Cena i dostępność
500 ml maski możemy kupić za około 12 zł. Z dostępnością jest, niestety, gorzej. Ja zakupiłam ją w jednym ze sklepów Społem w Olsztynie i , póki co, nigdzie indziej jej nie widziałam. Oczywiście można zamówić ją przez internet, ale, doliczając przesyłkę, cena robi się mało atrakcyjna, choć za taką pojemność i działanie myślę, że warto.
Konsystencja i opakowanie
Maska jest dosyć rzadka (co widać na zdjęciu - niemal spływa z dłoni), ma nieco żelową konsystencję, przez co jest średnio wydajna, choć ja połowę mojej oddałam siostrze, a służyła mi wyjątkowo długo. Opakowanie nie jest zbyt poręczne - za każdym razem trzeba odkręcać wieko, a potem jeszcze zdejmować coś w rodzaju osłonki, co w przypadku mokrych rąk nie jest łatwym zadaniem. Ale tej masce jestem w stanie wiele wybaczyć :).
Skład
Aqua (woda), Cetearyl
Alcohol (alkohol tłuszczowy), Cetrimonium
Chloride (konserwant), Behentrimonium
Chloride (konserwant), Isopropyl
Myristate (emulgator), Dimethicone
Copolyol (emulgator), Hydrolyzed
Silk (proteiny jedwabiu), Butylene
Glycol (rozpuszczalnik), Lecithin (lecytyna sojowa), Ethylhexyl
Methoxycinnamate (filtr UVB), Hydrolyzed
Soy Protein (proteiny sojowe), Hydrolyzed
Wheat Protein (proteiny pszenicy), Tocopheryl
Acetate (estrowa forma witaminy E), Linoleamidopropyl
PG-Dimonium Chloride Phosphate (antystatyk), Propylene
Glycol (rozpuszczalnik, nawilżacz), Calendula
Officinalis Flower Extract (ekstrakt z kwiatu nagietka), Sunflower
(Helianthus Annus) Seed Oil (olej słonecznikowy), Glycerin (gliceryna), Matricaria
(Chamomilla Recutita) Flower Extract (ekstrakt z kwiatów rumianku), Walnut
(Juglans Regia) Shell Extract (ekstrakt z łupiny orzecha włoskiego), Tocopherol (witamina E), Tripeptide-1 (peptyd miedzi - przeciwdziała starzeniu się skóry, włosów), Actylates/C10-30
Akryl Acrylate Crosspolymer (zagęstnik), Carrageenan
(Chondrus Crispus) (wyciąg z chrzęścicy kędzierzawej), Xanthan
Gum (guma ksantowa, zwiększa lepkość preparatu), Triethanolamine (regulator pH), Dimethylmethoxy
Chromanol, Glycolipids (paraben), Caprylyl
Glycol (humektant), Phenoxyethanol (konserwant), Parfum (zapach), Isopropyl
Alcohol (emolient), Magnesium
Nitrate (konserwant), Magnesium
Chloride (reguluje lepkość kosmetyku), Methylchloroisothiazolinone (konserwant), Methylisothiazolinone (konserwant), Citric
Acid (kwas cytrynowy), Linalool (komponent zapachowy o potencjalnych właściwościach podrażniających), Limonene (zapach)
Zapach
To rzecz, która najmniej urzekła mnie w tej maseczce. Zapach jest okropnie chemiczny, pierwszy kontakt z kosmetykiem przypomniał mi okres, w którym jeszcze farbowałam włosy, ponieważ bardzo przypomina duszącą woń chemicznych farb do włosów. Na szczęście szybko się ulatnia i nie jest później wyczuwalny na włosach.
Działanie
Czyli, wszak, najważniejsza sprawa. Działanie maski na moich włosach jest w stanie przyćmić jej niemiły zapach i słabą wydajność. Maska idealnie sprawdza się nałożona na kilka minut, jak i na pół godziny. Zawsze mam pewność, że moje włosy będą po niej nawilżone, sypkie i miękkie. Poza tym, jest świetna do wzbogacania jej półproduktami - u mnie idealnie sprawdziło się połączenie z mąką ziemniaczaną i kilkoma kroplami gliceryny.
I na koniec zdjęcie po użyciu tej maski połączonej właśnie z mąką i gliceryną (bodajże z lutego :)):